Historie nieznane: Barbara Hulanicka
Barbara Hulanicka (1924–2012)
Barbara Hulanicka całe życie zaskakiwała swoich przyjaciół, znajomych i tych, którzy mieli okazję spotkać się z nią i zamienić chociaż kilka zdań. Była serdeczna, towarzyszka, otwarta i na drugiego człowieka i na to, co nieznane. Zaskoczyła także i plastyków, gdy po ukończeniu warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych uznała, że ze stolicy chce wyjechać.
Do pracy w terenie.
W podróży w nieznane towarzyszył jej mąż. Poznali się w październiku na potańcówce Automobilklubu, którego członkiem był Andrzej Hulanicki. Młodzi bawili się przez całką noc. O świcie Andrzej odprowadził Basię do domu. Oczarowała go, mimo – wspominał po latach – zbyt mocno, jak na jego gust, pomalowanych oczu. Między młodymi zaiskrzyło. Jeszcze tego samego roku, w sylwestra, mężczyzna oświadczył się Basi. Zgodziła się. Ślub brali dwa razy – najpierw w Brwinie cywilny, a następnie kościelny w Komorowie. Młodych nie stać było na komplet obrączek. Kupili jedną, pieniądze na drugą pożyczyli. Basia powiedziała „tak” w jasnym kostiumie z UNRRY, organizacji pomagającej odbudować się krajom po II wojnie światowej. Andrzej miał na sobie garnitur.
Ale zanim przeniesiemy się w teren, tak jak zrobiła to Barbara, wróćmy do tego, co było wcześniej. Urodziła się w Warszawie 23 czerwca 1924 roku, ale w 1939 roku, w czasie hitlerowskiej okupacji, po nagłej śmierci ojca, jej mama zdecydowała, że rodzina przeniesie się do Komorowa. Jednak jeszcze w trakcie okupacji wróciła do Warszawy, w której uczyła się na tajnych kompletach i w gimnazjum prowadzonym przez siostry zmartwychwstanki. W tym czasie kredkami, pastelami czy akwarelami malowała pejzaże, a damom portrety, na których wychodziły, „ciut podobne”, jak sama po latach przyznała.
Nastoletnia Basia dołączyła do szeregów Armii Krajowej, ale początkowo nie chciano jej przyjąć, uważano, że jest za młoda. Była drobna, przez co wyglądała na młodszą. Musiała tłumaczyć, że ma już 16 lat. Do AK wstąpiła wraz ze swoim bratem Wojciechem. Basia początkowo była łączniczką. Kolportowała ulotki do Pruszkowa. Później skończyła kurs pierwszej pomocy, była sanitariuszką. Cierpiący ludzie, krew i śmierć nie było jej obce. Nie wspominała tych czasów chętnie.
Po wojnie trzeba było dalej żyć. Maturę zdała w Liceum Batorego. Po maturze studiowała w Wyższej Szkole Higieny Psychicznej w Warszawie. Przygoda z psychologią trwała dwa lata, do rozwiązania uczelni. Następnie Barbara podjęła naukę w Akademii Sztuk Pięknych na wydziale Malarstwa, z którego przeniosła się na wydział Architektury Wnętrz. Tam zajęcia prowadziła Anna Śledziewska, specjalistka od gobelinów i żakardów, ale one nie urzekły młodej studentki, więc po tym jak namówił ją do tego mąż przeniosła się do Eleonory Plutyńskiej, gdzie zakochała w mającej ponad tysiącletnią tradycję, tkaninie dwuosnowowej. Na dyplom zaprojektowała i utkała trzy prace: „Drzewko życia”, „Las’ i „Proste drogi”. Przy ostatniej z nich pomagał jej Andrzej. Para pracowała do nocy. Rano zmęczonych Hulanickich, śpiących na skończonym kilimie, zobaczyła Plutyńska. Tkaniny Barbary zachwyciły komisję. Studia skończyła w czerwcu 1954 roku. Jeszcze w tym samym roku przeprowadzili się do Mikołajek, na Mazury.
Wyprowadzkę Hulanickiej ze stolicy komentowano jako zaprzepaszczenie szans na dalszy rozwój artystyczny. Potwierdzają to słowa Janiny Orynżyny, przedstawicielki Krajowego Związku Cepelia w Warszawie, zawarte w katalogu „Warmia i Mazury w tkaninie Barbary Hulanickiej’. Orynżyna pisała: Droga, jaką Barbara Hulanicka doszła do swych osiągnięć, zaczynała się w miejscu, z którego rzadko kiedy młody plastyk ośmielił się startować, miała bowiem swój początek na głębokiej prowincji, w jednej z cepeliowskich spółdzielni tkackich. Barbara Hulanicka jednak ośmieliła się i to podówczas (1954), kiedy podobna decyzja dla warszawianki była jednoznaczna z wygnaniem.”
Wyjazd okazał się niepowtarzalną szansą dzięki której Barbara mogła nie tylko rozwijać swój warsztat i realizować pomysły, ale także – co planowano w Cepelii – wskrzesić do życia mazurską sztukę.
Hulanicka trafiła do Mikołajek, gdzie objęła kierownictwo nad „Tkaniną”, lokalnym oddziałem Centrum Przemysłu Ludowego i Artystycznego, nazywanego powszechnie Cepelią.
W „Tkaninie”, pod jej kierownictwem artystycznym, powstał dywan mazurski. Ukończono go 28 maja 1955 roku. Ważył 15 kg. Dywan tkały Eliza Szczech, Krystyna Rolka i Maria Sakowska. Bo dywany i kilimy tkała nie tylko Barbara. Ona przygotowywała projekt, nadzorowała go, ale często wykonaniem zajmowały się tkaczki. Tak zresztą poradziła jej Plutyńska. Pracę doceniono na Konkursie Sztuki Ludowej w 1955 roku. Dywan otrzymał nagrodę ministra kultury i sztuki.
W procesie twórczym ważną rolę odgrywał jej mąż, zajmował się bowiem barwieniem wełny, z której powstawały dywany. Na niektórych pracach Hulanicka umieszczała słowo HUBA - Hulaniccy Barbara Andrzej – doceniając w ten sposób wkład męża. NA niektórych pracach można dostrzec koty, ukochane zwierzęta Hulanickiej. Miała ich pokaźną gromadkę. I to nie tylko żywych, miauczących futrzaków, ale także figurki i obrazy. Koty znalazły się nawet na kartce świątecznej przygotowanej metodą kolażu. I to właśnie zdjęcia kotów, a nie Hulanickich, grały tu główną rolę. Podpis brzmiał – szczęścia w 2002 roku życzą koty i Barbara i Andrzej”. O kotach, a w zasadzie kociej ciąży i maluchach, pisała także w biuletynie wydawanym w Reszlu, bo to tam wraz z Andrzejem postanowiła się przenieść w 1960 roku. Małżeństwo zamieszkało w reszelskim Zamku, którym w tamtym czasie zarządzało Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Pojezierze. Andrzej był administratorem zamku, a Barbara odpowiadała za sprawy związane z kulturą. W ciągu dziewięciu lat, które spędzili w Reszlu, dali się poznać jako doskonalili organizatorzy życia kulturalnego i gościnni gospodarze. Reszelski zamek odwiedzili m.in. Zbigniew Herbert, Henryk Panas, Maryna Okęcka-Bromkowa, Maria Zientara Malewska, Krzysztof Zanussi czy Bohdan Poręba. W księdze pamiątkowej do której wpisywali się goście znajduje się mnóstwo pochwał pod adresem Hulanickich, ale zwłaszcza Basi – duszy towarzystwa.
Hulanicka, albo kasztelanka, jak mówiona na nią w okresie reszelskim, organizując wystawy, spotkania, odczyty i pokazy filmowe nie zapomniała o tkactwie. W tym czasie zaprojektowała ok stu tkanin. Wówczas po raz pierwszy miała zamówienia od duchowieństwa. Z Reszlem przyszło się jej pożegnać w nieprzyjemnych okolicznościach. Hulanicka pracowała w niestandardowy sposób. Trudno było zobaczyć ją pogrążoną w dokumentach przy biurkach. Gdy jakiś Urzędnik z ekipy kontrolnej z województwa zobaczył jej puste biurko, wzburzył się dziwnym dla niego widokiem i złożył wniosek o zwolnienie dyscyplinarne. Hulanicka nie odwołała się od decyzji.
To wydarzenie nie przekreśliło ani jej kariery ani życia towarzyskiego. Jeszcze w tym samym roku została prezeską Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Olsztynie. A w 1970 roku przeniosła się do Fromborka. Kierowała tamtejszym muzeum, a jej mąż został jego administratorem. Hulanicką czekało kolejne wyzwanie – obchody 500 – lecia urodzin Mikołaja Kopernika, które odbywały się w 1973 roku. Artystka stworzyła prace nawiązujące do astronoma. To niezwykle pomysłowe tkaniny. Jedna z nich została podarowana papieżowi Pawłowi VI przez polskich biskupów. Frombork, tak jak i Reszel, zawdzięcza Hulanickiej ożywienie kulturalne. Jednak i z Fromborkiem niezwykłemu małżeństwu przyszło się pożegnać.
W 1980 Hulaniccy przeprowadzili się do Barczewa. W dawnej synagodze stworzyli Centrum Tkactwa Warmii i Mazur. Organizowali w niej ogólnopolskie kursy tkackie i jednoczyli środowisko artystyczne.
Niektórzy, w tym ona sama, mówili że Barbara jest szalona. Ale czasem to szaleństwo się opłacało. Jak wtedy, gdy wracając z podróży z Francji wystawiła złamaną, zagipsowaną nogę przez okno. Na granicy była ogromna kolejka, ale widząc gips, straż graniczna od razu ich przepuściła.
Hulanicka lubiła przyjmować gości, jeździć na wycieczki, bawić się. Żartowała z wieku mniej skorych do zabawy znajomych. Nawet, gdy Ci byli od niej młodsi.
Gdy mieszkała w Reszlu pewien dziennikarz zapytał Hulanicką, czy nie chciałaby wraz z mężem wrócić do Warszawy. Miasta przecież zdecydowanie większego, z licznymi teatrami, kinami. „Za żadne skarby. Uważam, ze to, co robimy tutaj jest ciekawe, pożyteczne i daje mi ogromną satysfakcję. A to chyba najważniejsze w życiu, prawda?”
Barbara Hulanicka tworzyła tkactwo artystyczne. Można uznać ją za prekursorkę tkaniny dwuosnowowej. Na tkanych obrazach umieszczała ważne miejsca i wydarzenia m.in. symbole miast, miejsc, religii świata. Hulaniccy objechali z wystawami tkanin niemal cały świat, m.in. Watykan, Rzym, Francja, Belgia, Niemcy, USA, Włochy, Węgry i największe galerie polskie. Barbara Hulanicka została odznaczona m.in. Złotym Krzyżem Zasługi i Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze „Gloria Artis”.
Barbara Hulanicka zmarła 23 lipca 2012 roku w Barczewie.
Źródła:
„Barbara Hulajnicka. Życie i twórcze dzieło” Helena Piotrowska, Okręg Olsztyński Związku Polskich Artystów Plastyków, Olsztyn 2010
https://barczewo.pl/o-gminie/slynne-postaci-barczewa/barbara-hulanicka/
Dofinansowano ze środków Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach programu „Patriotyzm Jutra"